• Wesele w Bielczy

        •  

          Lucjan Kołodziejski

           

          Podczas kwerendy źródłowej w Muzeum Etnograficznym im. Seweryna Udzieli w Krakowie zapoznałem się z wynikami badań terenowych z 1972 r., przeprowadzonych na terenie powiatu brzeskiego. Jedna z ankiet – pochodząca z Bielczy - dotyczyła zwyczajów weselnych. Wywiadu udzieliła 75 letnia Maria Cz. Poniższy artykuł powstał na podstawie tejże ankiety. Obecnie, gdy zwyczaje weselne uległy znacznym przemianom (catering, domy weselne) warto wrócić pamięcią 40 lat wstecz.

          **

           

          Dawniej (to znaczy przed I wojną i do II wojny światowej) chłopiec żenił się najwcześniej w 24 roku. W tym wieku był już po wojsku, służba wojskowa trwała 3 lata (powołany bywał w 21 roku), a w opinii wsi uważany był za nadającego się do małżeństwa. Dziewczyny wydawały się za mąż bardzo wcześnie, zdarzało się, że nawet w 14 roku życia, w 16-tym natomiast roku uważano dziewczynę za dorosłą. Obecnie zarówno chłopcy jak i dziewczyny wchodzą w związki małżeńskie najczęściej po 20 roku życia, gdyż wiek ten  uważa się za odpowiedni. Na chłopca nadającego się do ożenku mówiono i mówi się kawaler; na dziewczynę - dziewczyna. Dawniej, gdy największą rolę w zawarciu małżeństwa odgrywał majątek, nie ganiono wydania się młodej dziewczyny za starego, a wręcz przeciwnie mówiono, że się jej udało. Prawie każda dziewczyna by tak zrobiła, gdyby tylko nadarzyła się jej sposobność. Małżeństwa młodych chłopców ze starszymi dużo od nich kobietami lub dziewczynami nie zdarzały się raczej. Dziewczynę za starą pannę uważano już po 22 roku życia.

          **

          Sposobów do poznawania się dziewczyny z chłopcem było wiele. Niejednokrotnie młodzi znali się już od dziecinnych lat, wspólnie wykonując czynności jakie obowiązywały dawniej dzieci, a więc pasienie krów, gęsi. Młodzi mogli sąsiadować ze sobą, rodzice narzucali dziewczynie swoją wolę, zwracając uwagę na korzystne połączenie majątku, do czego dziewczyny przychylały się. Zabawy urządzane w karnawale były na wsi miejscem, gdzie młodzież poznawała się.

          Okres, w którym chłopiec chodził do dziewczyny określano „zaleca się”. Bywało, że okres zalotów, zanim doszło do ożenku, trwał 2-3 lata, ale najczęściej zawieranie małżeństwa traktowano jako proceder handlowy; jeśli rodzice młodych doszli ze sobą do porozumienia odnośnie stanu majątkowego, zaloty trwały krótko.

          Bardzo rzadko ale zdarzało się, że w tym okresie dochodziło do bliskich stosunków między młodymi i miało to miejsce czasem za namową rodziców. Doprowadzenie do małżeństwa było wtedy pewniejsze, zwłaszcza gdy kawaler pochodził z honorowego domu. Częściej dochodziło natomiast do tego rodzaju sytuacji między zamożnymi kawalerami a dziewczynami z biednych warstw, którzy nie żenili się z nimi, tylko mieli dzieci „po bokach”. Na tego rodzaju postępowanie wieś patrzyła krzywo. Dziewczyna, która miała dziecko przed ślubem nazywano „curve”. Bywało, że takie  dziewczyny wychodziły za mąż. Kandydatami do małżeństwa byli wdowcy posiadający dzieci, które trzeba było wychować.

          Czy były jakiekolwiek sposoby, którymi dziewczyna chciałaby sobie zapewnić miłość chłopca, informatorka nie potrafi powiedzieć. Sposobem na dziewczynę było uwiedzenie jej, „wtedy chodziła za nim”.

          Przy kojarzeniu małżeństwa decydującą rolę odgrywali rodzice.  Wybór i wola rodziców decydowała,  a młodzi najczęściej podporządkowywali się jej. Zdarzało się, że rodzice układali małżeństwa swoich dzieci.

          Jeżeli majątek dziewczyny odpowiadał rodzicom kawalera, wszystkie inne cechy jak wiek, uroda, czy pracowitość - nie odgrywały roli i chłopiec nie zwracał na nie uwagi. Małżeństwa o dużych zróżnicowaniach majątkowych zdarzały się sporadycznie. Jeżeli już miały miejsce, to częściej bywało, że biedniejszy chłopiec żenił się z majętniejszą, niż na odwrót. W wypadku dziewczyny mówiono wtedy „ że dobrze jej się udało, każda by poleciała na to”.

          Dawniej miarą dobrego ożenku była jak największa ilość gruntu. Obecnie najważniejszą rolę odgrywa inteligencja i pracowitość obu stron. „Grunt jest ciężarem”. Dziewczęta patrzą zdobyć wykształcenie pozwalające na wykonywanie pracy zawodowej i chętnie wydają się za mąż za chłopców posiadających inny zawód niż rolnika, a najchętniej starają się przenieść do miasta.

          Dawniej nie należało wchodzić w związki małżeńskie z osobami, które żyły w separacji, także z chłopcem, który miał opinię zaglądającego do kieliszka i osobami bardzo wątłego zdrowia  (zwłaszcza  gruźlikami). W wypadku dziewczyny przeszkodą była również zła opinia. Dziewczyna z dzieckiem nie wchodziła w rachubę, tylko w wypadku wdowca. Swatów w Bielczy nie znano.  Zaręczyn w potocznym znaczeniu słowa nie było. Zdarzało się niekiedy, że rodzice po pomyślnym uzgodnieniu spraw majątkowych wydawali przyjęcie, w którym brali udział i młodzi.

           

                                                                **

           Dom przed weselem bywał zwykle bielony. Do przygotowania uczty najmowano jedna lub dwie kucharki. W domach zamożniejszych zabijano prosiaka i cielę. Matka dziewczyny znacznie wcześniej przygotowywała dla niej wyprawę. Wesela zwykle odbywały się w domu panny młodej, zatem w domu młodego nie było specjalnych przygotowań. Bogata i średnio zamożna dziewczyna otrzymywała na wiano pościel składającą się z pierzyny, sześciu poduszek, kilku jaśków. Do wyprawy wchodziła skrzynia, która czasami umieszczona była na kółkach. Skrzynie były robione przez miejscowych stolarzy. Lico i wieko były malowane w kwiaty. W skrzyni układano dziewczynie „przyodziewę i płótna”. Niecodziennym elementem wyprawy był sznur korali składający się najczęściej z 6, 7 nitek.  Z inwentarza otrzymywała ona krowę, prosię, kury i gęsi. Wyprawa dziewczyny biednej  sprowadzała się do pościeli i przyodziewku. Wyprawę dla dziewczyny przygotowywała matka.

           

          1.Skrzynia na ubrania.

          Fot. L. Kołodziejski

          **

          Nie było zwyczaju spraszania całej wsi na wesele. Pan młody ze swej strony zapraszał drużbów, panna druhny i najbliższą rodzinę przyszłego męża i swoją. Przed pierwszą wojną światową chodzono prosić gości po ślubie. Potem przyjął się zwyczaj, że zapraszanie odbywało się na 2-3 dni przed weselem.  Zapraszanie gości na wesele należało do młodych.

          **

          Wesele odbywało się zaraz po wzajemnej ugodzie rodziców. Najwięcej wesel  wydawano w okresie Bożego Narodzenia i  w Zapustów ze względu na mniejszą ilość prac w tej porze roku. Nigdy nie miały one miejsca w Adwencie i w okresie Wielkiego Postu. Bardziej huczne wesela, zapowiadające się na kilka dni, rozpoczynano w poniedziałek i trwały one do czwartku. Poprawiny wydawano w niedzielę. Skromniejsze wesela urządzano w czwartek. Tylko w wypadku, gdy pan młody szedł mieszkać do panny młodej, uczta weselna wydawana była u niego w domu. Jeśli dziewczyna była sierotą, wesele było również u pana młodego. Przygotowanie wesela należało do ojców dziewczyny. Pomagały w tym najęte na ten okres kucharki. Zwykle zamawiano je dwie. Koszta uczty weselnej pokrywali ojcowie panny młodej. Poprawiny natomiast, które odbywały się u pana młodego, należały do jego rodziców. Z okazji wesela specjalnych ciast o odmiennym kształcie i dekoracji nie było w zwyczaju piec. Na wesele do I wojny świtowej pieczono wyłącznie ciasta drożdżowe o okrągłym kształcie, które nazywano kołaczami. Poza tym pieczono buchtę i pączki. W zależności od stanu majątkowego ilość ich była większa lub mniejsza. Wypiekiem zajmowały się najęte kucharki. W okresie późniejszym, to znaczy po wojnie, zaczęło się upowszechniać pieczenie ciast kruchych. W obecnych przyjęciach weselnych przede wszystkim dominuje wędlina.

           

          2. Starostowie.

          Z zbiorów Marty Michalec

          **

          Na przełomie XIX i XX w. pierwsza druhna panny młodej przygotowywała rózgę weselną, którą „sprzedawała” staroście. Rózgę nazywano „wiecha”. Robiono ją z rozwidlonych naturalnie patyków lub, gdy nie było, łączono w ten sposób, że w środku dawano jeden znacznie wyższy patyk, po bokach natomiast dookoła kilka niższych. Rózga przeważnie miała pięć rozwidleń. Poszczególne patyki przybierano białymi piórkami, a przy zakończeniu mocowano kilka ozdobnie wyciętych papierków. Na środkowy wyższy patyk nabijano pięknie wypieczony rogal z ciasta i dorodne jabłko lub „pomazaniec”.

          Za pieniądze, które otrzymała druhna od starosty opłacano skrzypków. Od około 70 lat wstecz w miejsce rózgi zaczęto robić bukiety z licznych kwiatów. I z rózgą  albo z kwitami starosta szedł do kościoła. Po wręczeniu rózgi staroście druhny śpiewały:

           

          Sadziłam se jabłoneczkę, rozkwitła

          Już się moja jabłoneczka rozkwitła

          Już ci mojej jabłoneczce rok mija

          Już się moja jabłoneczka rozkwita

          Już ci mojej jabłoneczce dwa lecia

          Już na mojej jabłoneczce są kwiecia

          Już ci mojej jabłoneczce trzy latka

          Już na mojej jabłoneczce są jabłka

          Urwała ich starościna dwanaście

          Dała je w podarunku staroście

           

          Po odśpiewaniu, kładziono rózgę na stole i przekomarzano się ze starostą, dopóki jej nie wykupił. Wianek dla panny młodej wito z mirtu. Czasami przybierano je konwaliami. Wianek wiła osoba, która zajmowała się ubieraniem panny młodej. Przy weselach zamożniejszych drużyna panny młodej składała się z 5-6 druhen. „Liche” wesela miały tylko jedną parę. W zależności od tego, ile panna młoda zaprosiła druhen do orszaku, taką samą ilość zaprosił pan młody. Nie znano innej nazwy za wyjątkiem druhna, drużbowie. Przywódcą drużyny zarówno panny młodej jak i pana młodego była pierwsza druhna i pierwszy drużba. Druhny ubrane były na biało i każda miała na głowie przybranie z mirtu. Drużbowie przy garniturze dla odróżnienia przypinali białą wstążeczkę z mirtem i bukiet sztucznych kwiatków. Bukiet pierwszego drużby był znacznie okazalszy od pozostałych. Kierownictwo nad całością wesela powierzano staroście, który zwykle miał za starościnę swoją żonę. Na starostę proszono zawsze kogoś z rodziny pana młodego lub panny. Starosta odróżniał się od pozostałych bukietem kwiatów przypiętym po prawej stronie. Pannę młodą do ślubu ubierał ktoś z rodziny lub zamawiano do tej czynności osobę, która się tym zajmowała.

           

          Matka Marii Cz. do ślubu ubrana była w szeroką spódnicę z 6 półek i mocno dopasowaną  bluzkę. Do ślubu komplet ten szyto z materiału, który nazywano „begal”, a był on trochę grubszy od markizety. Za czasów informatorki komplety te szyto kremowe lub białe, z tym że spódnice były już nieco  krótsze a bluzki bardziej luźne. Po pierwszej wojnie światowej zaczęto się ubierać do ślubu w białe długie sukienki.

           

          **

          Na przełomie XIX i XX w. pan młody i drużbowie byliby ubrani po krakowsku. Pan młody i orszak należący do niego ubrany był w płóciennicę, kaftan, rogatywkę. W pasie przepasany był skórzanym pasem. Drużbowie i pan młody jechali wtedy na koniach. Druhny natomiast na drabiniastym wozie przybranym bogato kwiatami i zielenią. Panna młoda jechała z rodzicami na wozie, w półkoszku. Później pan młody szedł do ślubu w garniturze i podobnie jak on, o ile wszystkich na to było stać - drużbowie.

           Dom panny młodej na wesele przystrajano zielenią. Gałązkami strojono obramienie okienne, framugi drzwi, niekiedy mocowano u sufitu z rogu do rogu girlandy z liści. Bramy weselne urządzano po drodze prowadzącej do kościoła.

          Śluby dawniej odbywały się w kościele w Borzęcinie. Pierwsze nabożeństwo odprawione zostało w Bielczy w 1908 r. i od tego czasu udzielane są też śluby. Śluby najczęściej brano w poniedziałek lub czwartek.

          **

          Z końcem XIX w. i do I wojny światowej błogosławieństwo urządzano w ten sposób, że na stole stawiano bochen przykrytego chleba, młodzi klękali przed stołem na wyścielanym „dywaniku” i starosta nad chlebem wiązał im ręce, wygłaszając formułkę. Druhny przy tym śpiewały:

           

          Pobłogosław matko

          Swojej córce na krzyż

          Bo już ostatni raz

          Na jej wianek patrzysz.

           

          Ojcowie błogosławili dzieci, drużki całowały pannę, drużbowie pana młodego. Obecnie ten ceremoniał od II wojny światowej odbywa się w bardzo uproszczony sposób „po cichu”. Rodzice błogosławią dzieci bez udziału gości weselnych.

          **

          Po wybudowaniu kościoła w Bielczy, w zależności od tego jaka była odległość od domy weselnego jechano, lub szło się na piechotę do kościoła. Jedna droga prowadziła do kościoła, a więc nie było mowy o wybieraniu „szczęśliwszej”. Nie zwracano uwagi na takie rzeczy, co jest dobrym lub złym znakiem. Nie urządzano w tym czasie pogrzebów, a więc też nie było sposobności spotkania się z orszakiem pogrzebowym. Młodzi w czasie drogi powinni zachowywać się poważnie. Przy weselu „krakowskim” drużbowie jechali na koniach, a powożący wozy strzelali z batów.

           

          3. Bielcza, orszak weselny, lata 50-te XX w. 

          Ze zbiorów Dawida Więcka

                                                                                                                                    

           Do kościoła orszak weselny wchodził w kolejności: starosta ze starościną, dwóch drużbów prowadzących pannę młodą, dwie drużki prowadzące pana młodego, rodzice młodych i goście weselni. W związku z tym, że nie ma innej drogi, ze ślubu wracano tą samą. Cały orszak weselny udawał się do domu panny młodej. Czasami zdarzało się, że na śniadanie prosił do siebie starosta, ale wypadki te były sporadyczne. Na drodze orszaku weselnego urządzano i urządza się do dnia dzisiejszego bramy. Nieraz było ich kilka, a przy każdej starosta musiał przejazd opłacić. Niejednokrotnie przed zbliżaniem się orszaku strzelano z ukrycia na wiwat, zwłaszcza w okresie, gdy było pozwolenie na trzymanie broni. Młodym życzono pomyślności.

          **

           

          Dawniej powitanie orszaku weselnego po powrocie do domu odbywało się w ten sposób, że naprzeciw młodym wychodziły kucharki witając ich kołaczem. Obiad weselny podawano między 1-2 godziną. Przeważnie na obiad przygotowywano rosół z kury z makaronem. Miski układano na stole, a goście w najbliższym jej zasięgu jedli z nich wspólnie. Zwyczaj ten odnosi się do czasów przed I wojną światową. Z potraw gotowano również ziemniaki z kapustą, jako drugie danie traktowano chleb z mięsem. Poza tym do uczty weselnej należały ciasta, herbata, piwo, wódka. Rodzaj potraw weselnych był jednakowy u wszystkich warstw chłopskich z tą jednak różnicą, że przygotowywano ich mniej lub więcej. Uczta weselna odbywała się w domu panny młodej, albo gdy izby w jej domu były zbyt ciasne, zdarzało się, że przyjęcie wydawano u sąsiadów. Młodzi zasiadali wspólnie z pozostałymi gośćmi. Wesela zawsze odbywały się ze śpiewami. Pierwszy taniec „przodek” odtańcowywał starosta z kucharkami, następnie z panną młodą. Z kolei pan młody prosił młodą, a drużbowie drużki.

          Pod wieczór urządzano ocepiny. Pannę młodą łapano znienacka i sadzano przymusem (gdyż broniła się) na krześle. Ocepiny polegały na zdjęciu wianka lub welonu. Przy czynności tej śpiewano. Przy ocepinach zbierano pieniądze, ale częściej miało to miejsce przy błogosławieństwie. Pieśni w czasie ocepin informatorka nie potrafi odtworzyć. 

          W wypadku, gdy ślub brał wdowiec lub panna z dzieckiem różnice w stroju polegały tylko na tym, że nie miała ona wianka lub welonu.

          **

          Rozwodów w dawnych czasach raczej nie spotykało się. Osoby w separacji zawsze były brane na języki, ale podchodzono również w ten sposób, że uważano, iż nie nadawały się one do wspólnego pożycia, i lepiej było rozdzielić się, niż żyć w niezgodzie. Rzadko kiedy są w Bielczy tacy, którzy po ślubie cywilnym nie biorą kościelnego.

           (…) były wypadki, że kawaler, któremu zmarła narzeczona, nigdy się już nie żenił. Aby tak postąpiła dziewczyna - nie było wypadku. Starą panna zostawała zupełnie z innych względów.

          Panny nie wstępowały w związki małżeńskie najczęściej ze najczęściej ze względu na zły stan zdrowia. Nie bez znaczenia były trudne warunki domowe, gdy  dziewczyna nie dostałaby większego posagu. Czasami bardzo kiepska opinia o dziewczynie była przyczyną staropanieństwa. W przypadku tym wchodziły w grę biedne dziewczyny, bo na zamożne nawet z kiepską opinią każdy poleciał. Starym kawalerem najczęściej zostawali tacy, którzy „za wysoko patrzyli”.

          Dawniej do czwartego, a obecnie do trzeciego pokolenia nie wolno jest zawierać związków małżeńskich. Tak jest ustalone przez prawo i kościół, i żaden z księży przy bliższym pokrewieństwie nie udzieli sakramentu. Na wsi na sprawy te zwracano uwagę, gdyż uważano, że ma to zasadniczy wpływ na przyszłe pokolenie.

           

          **

          (…) jeżeli chodzi o wesele żelazne, srebrne, złote, to zawsze w dniu tym małżonkowie byli na mszy świętej i zdarzało się, że wydawano z tej okazji przyjęcie.

          **

          Obrączki: https://www.google.pl

          Dziękuję za pomoc Władysławowi Kurtyce.